aaa4 |
Wysłany: Pią 11:44, 28 Wrz 2018 Temat postu: |
|
-Znalazlem ja pod materacem - szepnal. - Razem z paroma ksiazkami. Wyglada na to, ze ktos je tam ukryl.
Musial to zrobic Dariusz, lektor. Meggie pamietala doskonale, jak ten drobny chudy czlowieczek spieszyl przez kosciol, 336
przyciskajac do piersi sterte ksiazek. Latarka na pewno tez nalezala do niego. Ciekawe, jak dlugo Capricorn wiezil go w tym malym pomieszczeniu o nagich scianach.
-W szafie byl welniany koc, polozylem ci go na gornym lozku - dodal Fenoglio. - Ja tam nie wleze. Probowalem, ale lozko chwialo sie jak okret na pelnym morzu.
-I tak wole spac na gorze. - Meggie otarla lzy rekawem. Nie bedzie juz plakala. To i tak na nic sie nie zda. Fenoglio
wraz z kocem polozyl jej na gornym lozku kilka ksiazek Dariusza. Meggie pieczolowicie ulozyla je obok siebie. Byly tam prawie wylacznie ksiazki dla doroslych: zaczytany kryminal, jakas ksiazka o wezach, inna - o Aleksandrze Wielkim i Odyseja. Jedyne ksiazki dla dzieci, to zbior basni i Piotrus Pan, ktorego czytala juz z piec razy. Na zewnatrz straznik wciaz tlukl cmy swoja gazeta, a na dole Fenoglio przewracal sie niespokojnie
na waskim lozku. Meggie wiedziala, ze nie zasnie. Nawet nie probowala. Jeszcze raz przyjrzala sie nieznanym ksiazkom. Same zamkniete drzwi. Przez ktore ma wejsc? Za ktorymi z nich zapomni o wszystkim, o Bascie i Capricornie, o Atramentowym sercu, o sobie samej, po prostu o wszystkim? Odlozyla na bok kryminal i ksiazke o Aleksandrze Wielkim, zawahala sie - i siegnela po Odyseje. Byl to bardzo zniszczony egzemplarz - Dariusz musial ja bardzo lubic. Podkreslil nawet niektore linijki, i to tak mocno, ze dlugopis prawie przecial kartki. Na przyklad: Me uratowal przyjaciol, choc bardzo sie o to staral. Meggie, niezdecydowana, przewracala zniszczone kartki, wreszcie zamknela ksiazke i odlozyla ja na bok. Nie. Znala dobrze te historie i uswiadomila sobie, ze boi sie tych bohaterow prawie tak samo jak ludzi Capricorna. Otarla z policzka zablakana Ize i siegnela po ostatnie ksiazki. Basnie. Nie bardzo lubila basnie, ale tom wygladal bardzo ladnie. Kartki cienkie jak kalka techniczna, pokryte drobniutkimi literkami, trzaskaly cicho, gdy je przewracala. Byly tam wspaniale 337
ilustracje przedstawiajace karzelki i wrozki, a historie opowiadaly o olbrzymach obdarzonych nadludzka moca, ale wszystkie istoty byly podstepne: olbrzymy zjadaly ludzi, karzelki pozadaly zlota, a wrozki byly zlosliwe i msciwe. Nie. Meggie skierowala swiatlo latarki na Piotrusia Pana. Wystepujaca tam wrozka tez nie byla zbyt mila, ale Meggie znala dobrze swiat, ktory tam na nia czekal. Moze to byla akurat odpowiednia lektura w taka ciemna noc. Na dworze rozlegl sie glos puszczyka, poza tym w wiosce Capricorna panowala cisza. Fenoglio mruczal cos przez sen, a potem zaczal chrapac. Meggie okryla sie wystrzepionym kocem, wyciagnela z plecaka sweter Mo i wlozyla go sobie pod glowe.
-Prosze - szepnela, otwierajac ksiazke - zabierz mnie, na godzine lub dwie, ale prosze, zabierz mnie
daleko, daleko.
Za drzwiami straznik mruczal cos do siebie. Pewnie sie nudzil. Drewniana podloga skrzypiala pod jego stopami, kiedy chodzil tam i z powrotem, wciaz tam i z powrotem pod zamknietymi drzwiami.
-Zabierz mnie stad, prosze - szeptala Meggie.
Przesuwala palcem wskazujacym wzdluz linijek, po chropawym jak piasek papierze, podczas gdy jej oczy pobiegly za literami w inne, chlodniejsze miejsce, w inny czas, do domu, w ktorym nie bylo zaryglowanych drzwi i czarno odzianych mezczyzn.
-W chwile po wejsciu wrozki male gwiazdki dmuchnely w okno, ktore otworzylo sie i do pokoju sfrunal Piotrus - szeptala Meggie; uslyszala wyraznie skrzyp okiennicy. - Przez czesc drogi niosl Blaszany Dzwoneczek i dlon mial jeszcze pokryta pylkiem z jej skrzydelek. "Wrozki - myslala Meggie. - Wcale sie nie dziwie, ze Smoli-paluchowi brakuje wrozek".. Ale nie wolno jej o tym myslec. Nie chciala myslec o Smoli-paluchu, tylko o Dzwoneczku i o Piotrusiu Panu, i o Wendy, ktora lezala w lozku i nic nie wiedziala o dziwnym chlopczyku, ktory przyfrunal do pokoju ubrany w stroj z lisci i pajeczyny. 338
-Och, wyjdz juz stamtad i powiedz mi, czy wiesz, gdzie schowali moj cien? Odpowiedzialo mu najpiekniejsze dzwonienie, pochodzace jak gdyby od zlotych dzwoneczkow. Jest to mowa wrozek. Wy, zwykle dzieci, nie uslyszycie jej nigdy, ale gdybyscie ja uslyszaly, wiedzialybyscie, ze slyszalyscie ja przedtem.
-Dzwoneczku - Meggie dwukrotnie wymowila szeptem to imie.
Zawsze lubila je wymawiac, rozkoszowala sie t |
|